Kampania „TAK dla sportu, NIE dla agresji i przestępczości” dociera w różnych środowiskach w skali ogólnopolskiej oraz lokalnych społecznościach, edukując młodzież w kontekście potrzeb uprawiania sportu. Jednak w toku prewencji występowania patologii społecznych pomoc każdego jest mile widziana – zwłaszcza osób bezpośrednio wywodzących się ze sportowych środowisk. W niektórych przypadkach nawet jedną historią można skutecznie zainspirować do zmiany podejścia do życia. Taką osobą właśnie jest pochodzący ze środkowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych Ryan Day – łucznik, medyk oraz ojciec, który podzielił się z nami swoją historią.
Ryan Day to emerytowany już dziś łucznik, który w trakcie swojej kariery doczekał się aż 3 tytułów na mistrzostwach świata, 6 rekordowych na skalę światową wyników, a także 11 tytułów mistrza kraju. Historia dotycząca jego sportowego sukcesu zaczyna się jednak znacznie wcześniej, a to idealnie wpisuje się w założenia sfinansowanej ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości, kampanii „TAK dla sportu, NIE dla agresji i przestępczości”.
– Pomimo dorastania w kochającej rodzinie, w wieku szkolnym wpadłem w skrajnie złe środowisko, wypełnione ludźmi bez ambicji i zasad. Odbiło się to na relacjach z rodzicami, a także na wynikach w szkole, które były coraz gorsze. Gdy już wydawało się, że nie będzie odwrotu, z pomocą przyszła moja mama, która z troski o moją przyszłość zapisała mnie do Harcerzy (Boy Scouts of America). Organizacja ta poza standardowymi aspektami harcerstwa promuje pozytywne zasady i wartości, poprzez naukę istotnych umiejętności oraz wystawianie na sytuacje, z których uczestnicy czerpią życiowe lekcje. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. W trakcie uczestniczenia w harcerskich aktywnościach zapisałem się na kurs łucznictwa i od razu to pokochałem. Każdy aspekt tego sportu sprawiał mi wielką satysfakcję – obserwowanie toru lotu strzały, wsłuchiwanie się w charakterystyczny dźwięk trafienia w tarczę, nie wspominając już o trafieniu w sam środek celu. Każda minuta treningu była dla mnie wartościowo spędzonym czasem, a to moje zamiłowanie do tej dyscypliny przerodziło się w coś więcej niż tylko pasja – wspomina utytułowany łucznik.
Tłumaczy też jak jego kariera nabrała tempa. – Moi rodzice od razu zauważyli, jaką frajdą było dla mnie łucznictwo – mój ojciec kupił mi pierwszy łuk, a ja zacząłem spędzać mnóstwo czasu w lokalnym sklepie z akcesoriami przeznaczonymi do tego sportu. Przebywanie w tamtym miejscu sprawiło, że spotkałem wielu profesjonalnych łuczników, którzy dzielili się ze mną wiedzą i pomagali w usprawnianiu mojego sprzętu. W końcu zapisałem się na swoje pierwsze zawody, którymi były Halowe Mistrzostwa Kraju w Las Vegas. Osiągnięte wyniki nie były zadowalające, lecz inna rzecz otworzyła kolejny rozdział w mojej karierze. Po zawodach moją rodzinę zaczepił starszy mężczyzna, oferujący naukę pod jego skrzydłami. Jego propozycja została najpierw odrzucona, ale później okazało się, że tym mężczyzną była legenda świata łucznictwa – Terry Wunderle, który poza byciem wybitnym łucznikiem, był jeszcze lepszym trenerem. Jego podopieczni mogą pochwalić się setkami tytułów i rekordów zdobytych w krajowych oraz światowych zawodach. Zdecydowałem się trenować pod jego okiem – zauważa Ryan Day, zwracając przy tym szczególną uwagę na to jak ważnym aspektem w życiu jest posiadanie odpowiedniego mentora.
– Do teraz pamiętam zdanie, które padło z ust trenera na naszym pierwszym treningu: „Ryan, zrobię z Ciebie mistrza świata”. Te słowa utkwiły w mojej pamięci, bo mimo iż na początku nie wierzyłem w te obietnice, to nastawiony byłem wyjątkowo optymistycznie. Na początku naszej przygody Terry postawił wiele zasad oraz wymagań, których nieprzestrzeganie ryzykowało zakończeniem naszej współpracy. Wśród nich było uzyskiwanie dobrych wyników w szkole, regularne treningi nie tylko skierowane stricte pod łucznictwo, ale też pod samo ciało. Mój plan treningowy uwzględniał czas spędzony z trenerem oraz samemu. Musiałem także regularnie trenować koncentrację i wewnętrzny spokój. Treningi można było uznać za rygorystyczne oraz intensywne, ale w krótkim czasie zacząłem wygrywać krajowe mistrzostwa oraz bić rekordy USA. Zacząłem być znany za swój niezwykły talent do pozostawania skupionym w nawet najbardziej niekorzystnych warunkach. Po kilku latach udało mi się dostać do oficjalnej drużyny łuczniczej reprezentującej Stany Zjednoczone Ameryki podczas Plenerowych Mistrzostw Świata 2004 roku w miasteczku Lilleshall, znajdującym się na terenie Anglii. Konkurując w mojej kategorii udało mi się zdobyć 2 złote medale, a także ustanowić 4 punktowe rekordy świata na wielu różnych dystansach – mówi sportowiec.
W trakcie kariery miał wiele wzlotów i upadków, a także zwątpień w swoje umiejętności. Zwraca tutaj uwagę na niesamowitą ilość wsparcia od rodziców, którzy stali za nim w tych dobrych, jak i złych momentach. To wsparcie za każdym razem dawało mu siłę do ciągłego parcia na przód, a motywacja, którą wyciągał sprawiła, że zdecydował się reprezentować USA po raz kolejny – tym razem w roku 2007 na Halowych Mistrzostwach Świata w tureckim Izmirze. – Udział w tych zawodach przyniósł mi kolejne wyróżnienia – zdobyłem złoty medal oraz ustrzeliłem kolejne rekordy. W tym czasie aktywnie uczyłem się już na uniwersytecie i to właśnie wtedy musiałem zadecydować czy chcę pozostać łucznikiem, czy podążę ścieżką ukierunkowaną na pomoc innym. Ostatecznie postanowiłem zakończyć karierę w sporcie na poczet rozwijania się na kierunku medycznym. Była to doskonała decyzja – imponująca ilość umiejętności nabytych podczas treningu łucznictwa okazała się bardziej niż użyteczna w toku nauki, a później podczas faktycznej pracy jako ratownik medyczny. Moje umiejętności w byciu spokojnym i opanowanym w trudnych warunkach pozwoliły mi na uratowanie niezliczonych ilości osób, a to – bez czasu poświęconego na trening – nigdy nie okazałoby się wartościowe i użyteczne – wyjaśnia łucznik, dalej kształcący się w medycynie.
– Obecnie od 11 lat jestem w szczęśliwym małżeństwie, które pozwoliło mi na założenie własnej rodziny. Tak, jak moi rodzice wprowadzili do mojego życia zamiłowanie do sportu i chęć pomocy dla drugiego człowieka, tak ja zamierzam dostarczyć to swoim dwóm wspaniałym córkom. Razem z żoną planujemy wysłać je na lekcje tańca i gimnastyki, ale także wsłuchać się w ich potrzeby i myśli – dodaje posiadacz 17 krajowych rekordów.
Swoją historię podsumowuje cenną radą, której wartość nie bierze się znikąd. – Z doświadczenia bardzo polecam znalezienie sobie pasji w świecie sportu. Nie musicie opierać na niej swojej całej kariery, a wystarczy, że regularnie będziecie spędzać na niej czas. Wartościowe lekcje życiowe wyjdą z niej same. Bycie aktywnym pozytywnie wpłynie na całokształt twojego życia – przekonuje Ryan Day.
- - - - -
Kampania „TAK dla sportu, NIE dla agresji i przestępczości” sfinansowana ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości.